Ks. Herman von Schmidt 1866–1945

Ks. Herman von Schmidt 1866–1945

Był Niemcem, żył w Polsce i czuł się Polakiem - Przecież nie ma ksiądz w swych żyłach kropli krwi polskiej. Jest tylko niemiecka. - To prawda, ale dusza moja jest polska, a dusza jest w człowieku najważniejsza

informacja z 23 VI 20ka. mgr  prał. Zbigniew Łuczak   okl. 3000 i rezydent ks. rezydent prał Zbigniew Olton

Ksiądz Herman von Schmidt. Z zasobów Parafii w Witoni

1. Z urodzenia Niemiec

Ksiądz Herman von Schmidt obok ks. Wincentego Harasymowicza (ur. 1866 r.), których biografie tu przedstawiamy, należy do najstarszego pokolenia Kapłanów-Męczenników. Życie obydwu było w pewnym sensie do siebie podobne. Pierwszy z nich zmarł już po wyzwoleniu, drugi w początkach wojny. Obydwaj zmarli śmiercią naturalną, my jednak zaliczamy ich do grona Kapłanów-Męczenników Ziemi Łęczyckiej. O ks. Harasymowiczu można przeczytać wyżej, ks. Hermanowi poświęcimy więcej uwagi z dwóch powodów.

Po pierwsze – jego pochodzenie. Był Niemcem, żył w Polsce i czuł się Polakiem. Z tego powodu spotykały go nagrody, ale i ciężkie przeżycia, które przyczyniły się do jego śmierci.

Po wtóre – jego praca w Witoni, której prawie w całości – poza krótkim wstępem W. Zarachowicza – poświęcimy naszą uwagę.

Ksiądz Herman von Schmidt „na teren powiatu łęczyckiego przybył dopiero w 1914 roku, krótko przed wybuchem I wojny światowej, gdy miał już 48 lat. Został proboszczem parafii Witoni. Tu zastał go wybuch wojny, tu spędził trzy lata okresu pierwszej okupacji niemieckiej.”.1 Z tego samego źródła dowiadujemy się, że w 1917 r. zamienił się na probostwo w Jeżowie z ks. Kleszczyńskim i po rocznym tam pobycie został proboszczem i dziekanem łęczyckim. W Łęczycy ks. Herman pracował tylko cztery lata, „nie znane są mi powody – [pisze W. Zacharowicz] – dla których ksiądz Schmidt przeszedł z Łęczycy do Milejowa w dawnym powiecie piotrkowskim na zwykłe probostwo”.2 Był tam 8 lat do roku 1930 r., kiedy znów w drodze zamiany parafii z ówczesnym proboszczem Jarmińskim powrócił do Witoni, do swej pierwszej parafii na ziemi łęczyckiej. Tu po dziewięciu latach owocnej pracy duszpasterskiej zastał go wybuch II wojny światowej. Już dnia 1 września 1939 roku padły między stacjami Witonia i Gawrony pierwsze bomby lotnicze na pociąg ewakuacyjny z Pomorza”.3

Zanim zajmiemy się okresem wojennym, warto wrócić do początków życia młodego Hermana von Schmidta. Jego dzieciństwo i wcześniejsze dzieje jego rodziców opisał W. Zarachowicz:

„Pamiętam księdza Hermana Schmidta, dziekana Łęczyckiego, z czasów mych lat chłopięcych. Widzę go w swych wspomnieniach jak przez mgłę. Nie mógłbym odtworzyć jego postaci, ani rysów jego twarzy. Nic dziwnego. Minęło już ponad 70 lat. Ksiądz Herman urodził się dnia 1 czerwca 1866 roku jako syn małżonków von Schmidt. Była to rodzina niemiecka, stanu szlacheckiego, na co wskazuje przydomek »von« przed nazwiskiem. Małżeństwo rodziców księdza nie było udane. Rozpadło się, przyczyn rozpadu nie znamy. Ojciec zabrał syna Hermana do siebie, do Niemiec. Matka z córką, siostrą księdza pozostała w Polsce. Młody Herman ukończył gimnazjum i uzyskał świadectwo maturalne w Niemczech. Gdy w wieku 12 lat zmarła jego siostra, Herman na życzenie matki wrócił do Polski i zamieszkał z nią w Warszawie. Ponieważ rodzina była katolicka i dzieci były wychowywane w tym duchu, Herman postanowił zostać księdzem. Nie ma pewności, czy teologię i filozofię studiował w seminarium duchownym w Warszawie czy też w Akademii Duchownej w Sankt Petersburgu, ówczesnej głównej szkole dla księży katolickich z całego imperium carskiego. Tak czy inaczej Herman von Schmidt uzyskał święcenia kapłańskie i rozpoczął służbę duszpasterską w kościele katolickim. Gdzie – nie zdołaliśmy ustalić”.4

Odpowiedź na ostatnie pytania w cytowanym wyżej tekście W. Zarachowicza można znaleźć w dostępnych źródłach. Dlatego teraz podamy dokładne daty i parafie, na których pracował ks. Herman.

„Święcenia kapłańskie przyjął w 1889 r. w Warszawie”.5 Bezpośrednio po święceniach pracował: [wikariaty]: 10 III 1889 – 12 II 1889 Dąbrówka k. Radzymina; 12 III 1889 – 8 XI 1890 Łódź par. Wniebowzięcia NMP.; 8 XI 1890 – 2 VIII 1891 Jeżów k. Brzezin; 2 VIII 1901 – 2 III 1903 Gostynin; [administrowanie i probostwa:] 3 III 1893 – 28 VIII 1896 Boguszyce k. Rawy Mazowieckiej; 28 VIII 1896 – 25 VI 1897 Bełdów k. Aleksandrowa Ł.; 25 VI 1897 – 1 IX 1904 Chełmno k. Koła; 1 IX 1904 – 26 VI 1906 Goszczyn k. Grójca; 26 VI 1906 – 31 I 1912 Łódź Chojny; 31 I 1912 – 5 III 1914 Konstantynów Ł.; 5 III 1914 – 8 VII 1921 Witonia; 8 VI 1921 – 8 I 1922 Jeżów; 8 I 1922 – 5 XI 1926 proboszcz i dziekan Łęczycy; 5 XI 1926 – 24 II 1930 Milejów i ostatnia parafia: Witonia od 24 II 1930 do 7 III 1945 r.”.6

2. Proboszcz Konstantynowa Łódzkiego i Witoni

Z powyższego zestawienia wybieramy dwie daty – dwa probostwa, o których chcemy napisać a to z powodu niemieckiego pochodzenia ks. Hermana. Pierwsze to Konstantynów Łódzki, drugie Witonia. Pierwsze miało miejsce w 1914 r., drugie po wyzwoleniu w Witoni w marcu 1945 r.

Konstantynów jest młodym miastem.7 Rozwój swój zawdzięcza bliskiemu sąsiedztwu Łodzi. To tu w pierwszej połowie XIX w. z bardziej odległego Ozorkowa sprowadzili się w większości niemieccy właściciele małych fabryk włókienniczyc.8 Dlatego też i proboszczami byli kapłani niemieckiego pochodzenia.

„Od 1912 roku teraźniejszy duszpasterz – proboszcz Hermann von Schmidt. Ten ostatni był wcześniej wikariuszem w par. Wniebowzięcia Panny Marii w Łodzi, a później proboszczem na Chojnach, gdzie prowadził owocną działalność. Proboszcz Hermann von Schmidt pochodzi ze starej szlachty niemieckiej. Ukończył gimnazjum w Rastenburgu koło Królewca [teraz Kętrzyn – R. L.] i seminarium duchowne w Warszawie. Jego przodek był komendantem twierdzy Gdańsk, kiedy `Napoleon szedł z armią na Rosję [raczej w 1807 roku, gdy gen. `Dąbrowski zdobywał Gdańsk – R. L.]”.9

To w Konstantynowie 10 marca 1914 r. ks. Herman obchodził Jubileusz dwudziestopięciolecia kapłaństwa. Poinformowała o tym miejscowa ówczesna gazeta.10

Drugie wspomnienie związane jest z podwójnym pobytem w Witoni w latach: 1914–1921 i 1930 do 1945 r.

Wyżej wspomniano, że gdy „był proboszczem na Chojnach, […] prowadził owocną działalność”. Nie podano jednak szczegółów tej działalności, możemy się tylko domyślać. Znamy natomiast jego działalność z pierwszego pobytu w Witoni, której zaszczepione wtedy owoce kiełkują do dziś. Mówi o nich w swojej pozycji ks. Z. Olton, witoński proboszcz: „Był współzałożycielem i pierwszym prezesem Spółdzielni Rolniczej „Witonianka” w Witoni w 1920 r.”.11 O tym wydarzeniu świadczy inskrypcja na pomniku, gdzie spoczywają doczesne szczątki ks. Hermana.

Pomnik na cmentarzu w Witoni.12 Fot. Z. Rożenek

 

W archiwum parafialnym w Witoni znajduje się maszynopis (bez podanego źródła) opisujący drogę życia ks. Hermana. O Konstantynowie i Witoni napisano: („W latach 1913–1914 administrator parafii Konstantynów (Łódzki). Dnia 12 października 1913 r. odbyło się w Konstantynowie poświęcenie »I Ochronki im. Ks. Hermana von Schmidta«. 0 marca 1914 r. obchodził Jubileusz 25-lecia kapłaństwa. […] W latach 1915–1920 […] administrator par. Witonia. W 1920 r. powołał do życia Stowarzyszenie Spółdzielcze »Witonianka« i został jego prezesem”.13

Ksiądz Herman po siedmiu latach duszpasterzowania opuścił Witonię, by po dziewięciu latach wrócić tu z powrotem. Tragiczny w sumie był to powrót. Oddajmy głos wspomnianemu wyżej ks. W. Zarachowiczowi:

„Po zajęciu ziemi łęczyckiej przez hitlerowców i wcieleniu jej do kraju »Warthelandu« (Okręgu Warty czyli do III Rzeszy Niemieckiej) ksiądz Schmidt był nadal polskim proboszczem katolickim w Witoni. Był jednak pochodzenia niemieckiego, a do tego »von Schmidt« – szlachcic ze »Starej Rzeszy« z czasów, gdy panowali w niej jeszcze cesarze z dynastii Hohenzollerów.

Urzędnicy hitlerowscy byli zachwyceni odkryciem »krwi niemieckiej« w witońskim proboszczu. Co to będzie za wspaniały »Volksdeutsch«! A może po swym niemiecko-szlacheckim ojcu – nawet »Reichsdeutsch«. Więc [przyszli] do niego z usilną propozycją podpisania »Volkslisty I grupy«, przeznaczonej dla ludzi czystej krwi niemieckiej. Prosimy o podpis – oczywiście po niemiecku. I odpowiedź ks. Schmidta w nienagannym, tymże języku:

– Nein. Niemals. Ich bin Pole.

– Przecież nie ma ksiądz w swych żyłach kropli krwi polskiej. Jest tylko niemiecka.

– To prawda, ale dusza moja jest polska, a dusza jest w człowieku najważniejsza”.14

Naścienna tablica w kościele w Witoni. Fot. Z. Rożenek

Stanowcza postawa ks. Schmidta, ale przeciwna ideologii niemieckiej, dla których czystość rasy i krwi niemieckiej była najważniejsza, nie została bez echa. Oddajmy znów głos W. `Zarachowiczowi:

„Niemcy zostawili ks. Schmidta do jesieni 1941 r. w jakim takim spokoju. Nadal odprawiał nabożeństwa oczywiście po łacinie i po polsku. Chrzcił dzieci, dawał śluby, chował zmarłych.

Jesienią 1941 r. postanowiono z tym skończyć. Aresztowano resztę księży polskich […] i wysłano ich do Dachau. W Witoni zamknięto kościół i urządzono w nim magazyn zbożowy. Księdza Schmidta wypędzono z plebanii, bo okazała się być potrzebna dla żandarmerii. Wypędzony ksiądz, starzec siedemdziesięciopięcioletni, poszedł na wieś szukać, gdzie by mógł znaleźć dach nad głową. Znalazł pusty dom Piotrowskiego, bo gospodarzy wypędzono do Generalnego Gubernatorstwa. Zapowiedziano, że nie wolno mu pełnić jakichkolwiek czynności kapłańskich. Zagrożono ostrymi represjami w razie nieposłuszeństwa. W Witoni jeszcze mieszkali Polacy […], którzy pomogli swojemu proboszczowi. Pozostawał przy nim p. Wawrzyniec Biernacki, kościelny parafii witońskiej. […] Korzystając ze swej doskonałej znajomości niemieckiego, ks. Schmidt pisał polskim mieszkańcom gminy Witonia podania do władz niemieckich. […] Miał codzienny kontakt ze swymi parafianami”.15

W swoich wspomnieniach bezpośredni Zarachowicz świadek życia ks. Schmidta wspomina wypowiedź jednego z mieszkańców Witoni, którą warto zacytować:

„Nasz proboszcz Schmidt to taki twardy polski Niemiec, że nawet »Volkslisty« nie podpisał.

I nie podpisze. [I dodał:] W jego głosie brzmiało uznanie, szacunek i duma, że takiego księdza mają w Witoni”. 15

Z wypowiedzi mecenasa Zarachowicza wiemy, że ks. Hermana zatrudniono potem w urzędzie stanu cywilnego jako tłumacza. Zarachowicz wspomina też o korespondencji listownej księdza z rodziną Piaskowskich z Witoni, która została wysiedlona do Piotrkowa Trybunalskiego. W jednym z listów z 15 kwietnia 1943 r. napisał:

„W zeszłym roku zabrali wszystkie rzeczy z kościoła, a w tym roku w końcu lutego przywieźli wszystko z powrotem – kościół uporządkowali, wyszorowali i ma być podobno otwarty tylko dla przesiedleńców [Niemców] – mnie tam nie dopuszczą na pewno; jakie to przykre po 54 latach być od ołtarza odepchniętym. Trudno – wola Boża”.

3. Luty i marzec 1945 r.

„W końcu lutego 1945 roku ks. Schmidt przeziębił się i zachorował. Mimo choroby pojechał w pierwszych dniach marca wraz z kościelnym `Wawrzyńcem Biernackim do Łęczycy, gdzie Niemcy zgromadzili przedmioty kościelne z licznych kościołów katolickich powiatu łęczyckiego. Odnalazł część rzeczy, należących do kościoła w Witoni. Gdy wraz z kościelnym przeglądali w swym kościele przywiezione rzeczy, weszło do kościoła trzech mieszkańców Witoni. Dowodził nimi jeden taki z karabinem. Wyzwał księdza od „Szwabów”, kazał mu natychmiast opuścić kościół, bo inaczej go zastrzeli. Ksiądz mu odpowiedział: »Dawałem ci nieraz chleba, gdy byłeś głodny, a teraz tak do mnie mówisz?« Znam imię i nazwisko tego człowieka [mówi W. Zarachowicz – przyp. aut.] Do dziś mieszka na terenie gminy.

Zgnębiony i przybity wrócił ks. Herman von Schmidt na plebanię. Awantura w kościele nie przeszła bez skutku. Dostał zapalenia płuc, dołączyła się ciężka choroba serca. Proboszcz Witoni, ks. kanonik Herman von Schmidt zmarł w swej plebanii 8 marca 1945 roku”.16

Informację do kurii o śmierci i wyżej wspomnianego wyjazdu do Łęczycy ks. Schmidta przekazał ks. Ignacy Nowak.17 „Niniejszym komunikuję P. Kurii Biskupiej niemiłą wiadomość, że Ks. Kan. Schmidt w Witoni nie żyje. […] W zeszłą środę miałem jechać do niego, lecz okazją przyjechał sam dzień wcześniej do Łęczycy, gdzie pomogłem sam zabrać to, co mu było potrzebne. [I dodaje:] W niedziele zresztą miało być otwarcie Kościoła w Witoni, tymczasem ks. Kanonik zachorował na zapalenie płuc, być może zaszkodziła mu ta podróż do Łęczycy. Umarł w czwartek wieczorem. Ks. Rogowski najbliższy sąsiad ma się zająć pogrzebem”.18 Nasuwa się pytanie, czy ks. Nowak wiedział o wyżej wspomnianej historii. Z treści listu można sądzić, że nie. W pamięci świadków wspomniane zdarzenie miało jednak decydujące znaczenie. I tak zostanie zapamiętane w historii.

  1. W. Zarachowicz, Ks. Schmidt – taki twardy polski Niemiec, „Ziemia Łęczycka” 10/1992, s. 4 i 5. Warto zacytować w tym miejscu znamienne słowa Redakcji, która miała „zaszczyt przedstawić Państwu tekst Władysława Zarachowicza, napisany specjalnie dla „Ziemi Łęczyckiej” w październiku 1992 r.”. Zob. tamże, s. 4. Władysław Zarachowicz był postacią znaną w Łęczycy i sąsiadujących z nią terenach.[]
  2. Zob. AŁI, dz. cyt., s. 507.[]
  3. W. Zarachowicz, Ks. Schmidt – taki twardy polski Niemiec…, dz. cyt., s. 4. Autorzy monografii Łęczycka fara wyliczając kolejnych proboszczów w drugiej dekadzie minionego wieku, o translokacie ks. Schmidta z Łęczycy do Milejowa po ustąpienia poprzednika ks. Jana Krajewskiego (potem został rektorem łódzkiego Seminarium – przyp. aut.) wyrażają się następująco: „[…] na jego miejsce przyszedł ksiądz kanonik Herman von Schmidt, Niemiec polskiego pochodzenia. W 1922 r. z nieznanych przyczyn odszedł do Milejowa, gdzie został miejscowym proboszczem (w Łęczycy piastował także godność dziekana), a 1930 r. objął parafię w Witoni, gdzie pozostał do czasu wypędzenia przez Niemców w 1941 r. Powrócił do Witoni w 1945 r., gdzie też zmarł w tymże roku”. Zob. Łęczycka fara, red. J. Szymczak, Łęczyca 2010, s. 28. Autorzy powołują się na tekst W. Zarachowicza, jednak fakty podane wyżej, nie są zgodne z tekstem wydrukowanym w „Ziemi Łęczyckiej”. Dotyczy to słów: „Niemiec polskiego pochodzenia” – według „Ziemi Łęczyckiej”: „Przecież nie ma ksiądz w swych żyłach kropli krwi polskiej – mówili gestapowcy”. Druga nieścisłość dotyczy „czasu wypędzenia przez Niemców w 1941 r. Powrócił do Witoni w 1945 r.”. Według tego samego autora ks. Schmidt został pozbawiony możliwości sprawowania czynności liturgicznych, ale mieszkał na terenie parafii Witoni. Natomiast o początkach wojny i pierwszych bombardowaniach Ziemi Łęczyckiej zob. W. Grąbczewski, Skrwawiona Bzura…, dz. cyt., s 21 i n.[]
  4. W. Zarachowicz, Ksiądz Schmidt – taki twardy polski Niemiec…, dz. cyt.[]
  5. S. Grad, M. Różański, Kapituła Katedralna Łódzka, dz. cyt., s. 516.[]
  6. AAŁ, APK, sygn. 222, nr 1109, z 22 II 1930 r. i nr 1217, z 24 II 1930 r.[]
  7. Na temat historii miasta zob. 150 lat utworzenia Parafii Narodzenia NMP w Konstantynowie łódzkim 1858–2008, oprac. J. Spychała, Łódź 2008.[]
  8. http://portal.konstantynow.pl/portal/index.php?t=200&id=1140, dostęp 24 VII 2016 r.[]
  9. portal.konstantynow.pl/portal/index.php?t=200&id=1140, dostęp 24 VII 2014 r. Wspomniana wyżej publikacja 150 lat Parafii… podaje, że „Pierwszym proboszczem tej parafii był ks. Józef Specht (1858–1871)”, a potem, wymienia tylko ks. Zygmunta Łabentowicza, „który 6 X 1941 r. wraz z innymi księżmi z diecezji łódzkiej został przez Niemców aresztowany i osadzony w obozie przesiedleńczym w Konstantynowie, skąd został wywieziony do KL Dachau, gdzie zmarł w 1942 r. z wycieńczenia”. Na końcu publikacji wymienione zostały nazwiska proboszczów, wśród nich znajduje się osoba ks. Hermana von Schimdta. Tamże. Dalej publikacja opisuje wspomniany obóz przesiedleńczy. Więcej na temat obozu zob. M. Grynia, Wypędzeni. Polskie ofiary niemieckiego obozu w Konstantynowie Łódzkim, Warszawa 2013.[]
  10. Treść gazetowego ogłoszenia: „Jubileusz kapłański. Proboszcz parafii Konstantynów ks. Herman von Schmidt obchodził wczoraj 25-letni Jubileusz kapłaństwa (10 III 1889 r.). Z tej okazji ks. Schmidtowi nie tylko obywatele Konstantynowa, lecz i oraz parafii Chojny, jako byłemu proboszczowi, składali życzenia i upominki. Między innymi nadesłano szereg telegramów gratulacyjnych z różnych miast”. Zob. http://bc.wimbp.lodz.pl/Content/9926/Rozw%C3%B3j_1914_nr57a.pdf, dostęp 24 VII 2016 r. Życzenia ukazały się w czasopiśmie „ROZWÓJ. Dziennik polityczny, przemysłowy, społeczny i literacki, ilustrowany”, Środa, dnia 11 marca 1914 r., s. 4.[]
  11. Z. Olton, Witonia dawniej i dziś, dz. cyt., s. 7.[]
  12. Na nagrobku podano błędną datę urodzin ks. Schmidta. Jest „1 IV”, powinno być „1 III”.[]
  13. Materiały Archiwum parafii Witonia. W materiałach tego Archiwum można znaleźć Protokóły z posiedzeń Rady Spółdzielni „Witonianka”.[]
  14. W. Zarachowicz, Ks. Schmidt – taki twardy polski Niemiec…, dz. cyt., s. 4.[]
  15. Tamże, s. 5.[][]
  16. Tamże. Artykuł o ks. Hermanie został napisany przez W. Zarachowicza 16 X 1992 r. w 50. rocznicę aresztowania autora przez gestapo i wywiezienia go do więzienia na Radogoszczu w Łodzi. Autor podaje też nazwiska osób, dzięki którym mógł zredagować artykuł. Podziękowania złożył: Barbarze Dziedzic za udostępnienie dwóch listów ks. Schmidta i jego zdjęć; Anieli Biernackiej i Stanisławie Skrzeczkowskiej „za szczegółowe wiadomości o życiu i śmierci ks. Schmidta” oraz „Janinie Kuś, wójtowi gminy Witonia, za cenną pomoc w nawiązaniu kontaktów z w/w informatorami o niezwykłym księdzu krwi niemieckiej, który był Polakiem i pozostał nim aż do śmierci. [Na zakończenie autor dodaje] Godzien jest, aby go uchronić od zapomnienia”.[]
  17. Ksiądz Ignacy Nowak był jedynym księdzem Ziemi Łęczyckiej, którego Niemcy nie aresztowali. Przez pięć lat wojny posługę duszpasterską dla wszystkich z powiatu łęczyckiego sprawował przy drewnianym kościółku w Tumie. Powodem, dla którego Niemcy darowali mu życie, wolność i możliwość duszpasterskiego posługiwania miejscowej ludności był fakt uratowania życia rannemu żołnierzowi niemieckiemu z czasów bitwy nad Bzurą w pierwszych dniach września 1939 r. Ksiądz Ignacy Nowak opiekował się rannym żołnierzem niemieckim na plebanii w Górze św. Małgorzaty. Historia o uratowaniu rannego żołnierza niemieckiego przez ks. Nowaka była żywa w powojennym pokoleniu mieszkańców Góry św. Małgorzaty (autor pamięta ją z opowiadań swojej Babci Władysławy Marchewa, Józefa Oleskiego i nieco starszego swego brata Lucjana Jagiełło oraz dyrektora szkoły Stanisława Wicińskiego – trzej ostatni to mieszkańcy Góry św. Małgorzaty). Na temat tej historii zob. W. Marchewa, Ks. Ignacy Nowak, [w:] MSPGśM, Ks. I. Nowak, b.n., z 18 XII 1996 r., mps.[]
  18. AAŁ, APK, sygn. 222, nr 347, z 10 III 1945 r.[]